Aloha Honolulu!
artykuł czytany
8984
razy
Po Kalakaua Avenue spacerują tłumy turystów, z których najwięcej jest chyba Japończyków. Mają do dyspozycji setki restauracji, barów szybkiej obsługi, kafejek. Można w nich zjeść zarówno bułkę z kurczakiem za dolara jak i wykwintny obiad z owocami morza i innymi frykasami za kilkadziesiąt dolarów. Obserwuję, że wielką popularnością cieszą się bary typu “jedz, ile chcesz”, w których za kilka dolarów płaconych przy wejściu można wielokrotnie podchodzić do bufetu i jeść i pić bez ograniczeń. Ja polowałam jednak na małe chińskie czy koreańskie knajpki usytuowane nieco dalej od głównej ulicy, gdzie na moich oczach przygotowywano pyszne posiłki złożone między innymi z warzyw, ryżu i mięsa. Szczególnie smakowały mi bułki gotowane na parze z nadzieniem warzywno mięsnym za jednego dolara.
Najlepsze owoce u Chińczyków
Uciekam z ruchliwego, hałaśliwego Waikiki do chińskiej dzielnicy Honolulu. Sklepy są tak kolorowe, że dostaję zawrotu głowy. Można w nich kupić chyba wszystkie egzotyczne owoce świata. Sprzedawcy chętnie częstują klientów, którzy nie znają smaku większości owalnych czy okrągłych smakołyków. Widzę czerwone, włochate rambutany, duże kule zielono – żółtych durianów, awokado, mango, papaję, owoce przypominające jabłka i gruszki, których nazw nie jestem w stanie zapamiętać. Próbuję wszystkiego, by dojść do wniosku, że nie ma jak nasze polskie jabłka, czereśnie czy śliwki. Smakują mi jedynie różnorodne orzechy, na czele z najbardziej popularnymi na Hawajach makadamia. Sprzedawane są w różnych postaciach – w soli, maku, miodzie, czosnku, cebuli. Odwiedzam też liczne cukiernie i bary przekąskowe, w których wybór ciastek i zawijanych w liście potraw - paczuszek jest ogromny. Jak w każdej dzielnicy Chinatown można znaleźć tu także stoiska ze świeżymi owocami morza, rybami, głowami świńskimi, całymi wyprawionymi zwierzakami, zielonymi liśćmi roślin i warzywami. Zwróciłam uwagę na taro – fioletowe słodkie hawajskie ziemniaki, które oprócz ryżu stanowią główne danie mieszkańców wysp.
Jedyny pałac w USA
Z Chinatown udajemy się do cichej, zielnej dzielnicy, w której wzniesiono stanowy kapitol – obszerny, nowoczesny budynek oraz Pałac Iolani. Jest to jedyny królewski pałac, jaki znajduje się na terenie Stanów Zjednoczonych. Zbudował go król David Kalakaua, na modłę europejską pod koniec XIX wieku. Jego otoczenie jest znacznie ciekawsze niż wnętrza, w których z oryginalnych elementów zachowała się jedynie posadzka z drzewa koa. W pałacowym parku zaś można oglądać przepiękne drzewa, z których największe wrażenie wywołuje kroczące drzewo banja. Drzewo wypuszcza gałęzie, które w poszukiwaniu wody wrastają w podłoże tworząc w ten sposób nowy konar. Najpotężniejsze banja dochodzą do kilkudziesięciu metrów w obwodzie, a gałęzie rozpościerają się wysoko nad głowami jak gigantyczne parasole. W okolicy pałacu stoi pomnik króla Kamehamehy I, który zjednoczył wszystkie hawajskie wyspy.
Wspiąć się na Diamentową Głowę i...
Prawie z każdego miejsca w Honolulu widoczna jest góra zwana Diamond Head (Diamentowa Głowa). Swą nazwę wygasły wulkan zawdzięcza angielskim żeglarzom, którzy byli przekonani, że w zboczach góry znaleźli diamenty. Świecące z daleka plamki okazały się bezwartościowymi minerałami. Mimo to, wulkan jest jedną z największych atrakcji wypoczywających w mieście turystów, oczywiście tych, którym nie wystarczy leżenie na plaży i morskie kąpiele. Bożena podwozi nas do stóp wulkanu, a potem śmiejąc się wskazuje szczyt. Słońce mocno praży, choć jest wczesny ranek. Niektórym nie uśmiecha się blisko dwukilometrowa wędrówka w górę, jednak nasza przewodniczka twierdzi, że widok ze szczytu zrekompensuje wszelkie trudy wspinaczki. Spacer okazuje się bardzo przyjemny. Ustawione wzdłuż trasy ławki i tarasy widokowe pozwalają na złapanie oddechu. Przed samym szczytem przechodzimy przez tunel wybudowany tu przez wojsko podczas drugiej wojny światowej. Jeszcze kilkadziesiąt stopni i już jesteśmy na szczycie. Bożena nie kłamała. Mamy przed sobą, jak na planszy, całe Honolulu, wzgórza, plaże, zatoki, letniskowe domki bogatych Amerykanów. Można by tak stać i patrzeć bez końca. Przed nami jednak dalsze odkrywanie wyspy Oahu. Składamy więc, zgodnie ze zwyczajem ofiarę bogini wulkanów, w postaci wonnego kwiatowego wieńca, robimy pamiątkowe zdjęcia i schodzimy na dół.
* * *
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż